środa, 29 stycznia 2014

Rozdział 5


Bum Bum 
Bum Bum


Otworzyłam oczy i zeszłam z łóżka. Zaczęłam rozglądać się po pokoju, a po kilku sekundach podeszłam do okna. To tylko sen- zaczęłam sobie wmawiać, gdy usłyszałam głośne pukanie do drzwi. 
Szybko zbiegłam po schodach w dół i otworzyłam drzwi wejściowe. Zaczęłam się rozglądać dookoła, ale nikogo nie było. Zamknęłam drzwi i skierowałam się do kuchni, aby napić się wody, gdy ponownie ktoś zapukał. Powoli podeszłam do drzwi i otworzyłam je, ale i tym razem nikogo nie było. Co jest grane?
Zatrzasnęłam drzwi z wielkim hukiem i przekręciłam wszystkie zamki. 
Gdy poczułam, że jestem już bezpieczna odetchnęłam głęboko i odwróciłam się do przodu opierając o drzwi, gdy zobaczyłam Luke'a. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale nie mogłam nic z siebie wydobyć. 
-Zamknij usta, kochanie. Nie mogą wyschnąć, przydadzą się na późniejsze okazje- powiedział i puścił do mnie oczko, po czym uśmiechnął się łobuzersko. 
-Czy ja wyglądam na dziwkę? -spytałam pewna siebie, ale chłopak nie odpowiedział, więc kontynuowałam dalej.- Co tutaj robisz? Jak tu wszedłeś?- wymamrotałam, gdy brunet minął mnie i usiadł na kanapie w salonie. 
-Przecież mówiłem ci, że się zobaczymy- odpowiedział obojętnym tonem i zaczął skakać po kanałach.
Miałam ochotę pójść tam i wyrwać mu ten pilot, ale się powstrzymałam. Miałam inny pomysł.
-Napijesz się czegoś? -spytałam. 
-Hm... wody i możesz zrobić mi kanapkę- powiedział i posłał mi ten jeden z jego pięknych uśmiechów.
Kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę kuchni przygryzając wargę, aby czegoś nie powiedzieć. 
Stanęłam przed blatem i nie wiem jakim cudem udało mi się powstrzymać przed powiedzeniem niektórych słów. I  możesz zrobić mi kanapkę- powiedziałam w duchu naśladując jego głos. Co jeszcze? Może masaż stóp! 
Wyciągnęłam z szafki dwie szklanki i nalałam do nich zawartość, po czym wzięłam się za robienie kanapki.
Wyciągnęłam bułkę i przekroiłam ją na pół. To będzie specjalna, wyjątkowa kanapka- pomyślałam i podeszłam do lodówki. Otworzyłam ją i wyciągnęłam masło, ser i szynkę. Posmarowałam kanapkę i dodałam wszystkie składniki, po czym wzięłam się za krojenie pomidora i ogórka. Nałożyłam plasterek na bułkę i dodałam ketchupu i musztardy. 
Zaczęłam wypatrywać czegoś ciekawego, gdy moją uwagę przykuł olej i płyn do naczyń. Wlałam wszystko na kanapkę i dodałam soli oraz tonę pieprzu. Przykryłam to wszystko zieloną sałatą i drugą połówką bułki. 
Kolejno wyciągnęłam talerzyk i położyłam ją na nim. Wzięłam wodę oraz posiłek i udałam się do salonu, gdzie go nie było. Nie!- pomyślałam i zaczęłam szukać Luke'a. 
Poszłam po schodach na górę i weszłam do swojego pokoju, gdzie go zobaczyłam. 
-Twoja kanapka- powiedziałam i położyłam ją wraz ze szklanką na komodzie. 
Podeszłam do niego i teraz zauważyłam, że ogląda moje zdjęcia. 
-Kto to? -spytał wskazując na osobę. 
-Moja matka- odpowiedziałam. 
-Dlaczego z nią nie mieszkasz? - spytał i spojrzał na mnie. 
-Umarła- odpowiedziałam i wzięłam zdjęcie od chłopaka. Schowałam je do pudełka, a brązowooki zrozumiał, że nie chciałam już dłużej ciągnąć tej konwersacji. Luke usiadł na łóżku i teraz zauważyłam, że jego ramię zaczęło krwawić. 
-Krwawisz- powiedziałam wpatrując się w niego. 
-Kurwa- przeklął pod nosem i spojrzał na swoje ramię. 
-Chodź, opatrzę ci to -dodałam i skierowałam się do łazienki. Zaczęłam grzebać w szafkach, w poszukiwaniu apteczki, a chłopak usiadł na desce klozetowej. Gdy w końcu ją znalazłam odwróciłam się w stronę Luke'a i zobaczyłam, że zdążył już ściągnąć koszulkę. Próbowałam jakoś odwrócić wzrok od jego klatki piersiowej, ale nie mogłam. 
Podeszłam do niego i kucnęłam przed nim. Wyciągnęłam wodę utlenioną i starałam się nie patrzeć na jego umięśniony tors. Teraz zauważyłam, że miał już to opatrzone, ale bandaż mu przemokł. Ściągnęłam go delikatnie, a raczej próbowałam, ale ten cały czas się wiercił. 
-Szybciej!- zaczął mnie pośpieszać, na co wydobyłam z siebie głośne westchnięcie. 
-To przestań się tak wiercić!
-No, jak robisz to tak pomału- jęknął. 
-Jak mam robić szybciej, jak cały czas jęczysz i się kręcisz!- warknęłam. 
-Moja babka jest szybsza od ciebie - powiedział, a ja założyłam nowy bandaż wokół jego ręki i zamknęłam apteczkę. 
-Gotowe- dodałam i wstałam kierując się w kierunku szafek. Włożyłam apteczkę i poszłam do swojego pokoju, gdzie zauważyłam bruneta, który leżał na łóżku. 
-Chodź- powiedział i poklepał miejsce obok siebie. -Nie martw się, nie gryzę- dodał, na co momentalnie wyspinałam się na łóżko i położyłam obok niego. 
Po chwili zauważyłam, że Luke trzymał w dłoniach kanapkę, po czym wziął kęsa, a ja wpatrywałam się w niego. Po kilku sekundach szybko wstał z łóżka i pobiegł w kierunku łazienki. 
Uśmiechnęłam się do siebie dumna z siebie i usadowiłam wygodniej na łóżku. Po chwili odszukałam pilota i przełączyłam na MTV, gdy usłyszałam kroki w swoim kierunku. Szybko odwróciłam wzrok w kierunku drzwi i zobaczyłam bruneta z tym swoim łobuzerskim uśmiechem. 
Zeskoczyłam z łóżka i zaczęłam się cofać, gdy dotknęłam ściany. 
-Co było w tej kanapce? -spytał, a uśmiech nadal nie zniknął mu z twarzy. 
-Ehm... Myślę, że mógł ci zaszkodzić olej bądź płyn do naczyń- powiedziałam i starałam się, aby nie wybuchnąć śmiechem, ale w końcu nie mogłam się powstrzymać. Chłopak nie był zadowolony z mojej reakcji, ale w jego oczach dostrzegłam, że sam walczył z tym samym. 
Gdy w końcu był zaledwie kilka milimetrów ode mnie nie wiedziałam co zrobić. Zaczęłam rozglądać się na wszystkie strony i stwierdziłam, że jestem w pułapce. Może jednak nie powinnam zaczynać z mordercą.
Może jednak powinnam była pojechać na zakupy z Samanthą.
-Nie powinieneś dużo chodzić- powiedziałam i wskazałam na ramię. Chłopak odwrócił wzrok i spojrzał na swoją ranę, a ja zaczęłam uciekać przed siebie, gdy chłopak złapał mnie i przerzucił sobie przez ramię. Zaczęłam wrzeszczeć i walić pięściami w jego tors, ale ten tylko uśmiechał się złowieszczo. 
-Przepraszam- powiedziałam, gdy położył mnie w kabinie prysznicowej. 
-Za późno, kotku- odpowiedział i wziął prysznic, po czym odkręcił wodę i zaczął lać ją we mnie. Zaczęłam wrzeszczeć, ale ten tylko się uśmiechał.
-Następnym razem pomyśl dwa razy, zanim się na coś zdecydujesz- dodał i wtedy usłyszałam wołanie Samanthy. 
-Nicole, Nicole, jesteś? 
-Do zobaczenia jutro w szkole- mrugnął do mnie po czym już go nie było. 
-Dupek!- wrzasnęłam


~~***~~



Jak ja go nienawidzę!- powtarzałam sobie w myślach, choć doskonale wiedziałam, że jest inaczej, dlaczego?! Przecież on nie był bezpiecznym człowiekiem i w ogóle siebie nie rozumiałam. Miałam jakieś chore urojenia! 
Wspominałam każde jego słowo i od razu przypomniałam sobie jak musiałam tłumaczyć się przed Samanthą, gdy weszła do mojego pokoju. 


-Boże dziecko, co ci się stało!? -wykrzyknęła i podbiegła do mnie. 
-To nic takiego- wychrypiałam i wtedy zauważyłam, że cała się trzęsłam z powodu zimnej wody, którą opryskał mnie ten dupek. 
-Jak się tu znalazłaś? Dlaczego poszłaś wziąć prysznic w ubraniach? Nicole, dobrze się czujesz? -zaczęła wyrzucać z siebie jedno pytanie po drugim i dotknęła mojej głowy, ale ja szybko ją strąciłam. 
-Tak, wszystko w porządku- wyszczekałam przez zęby i w tej chwili kobieta podała mi puszysty, mięciutki ręcznik. Owinęłam się nim i wyszłam spod kabiny kierując się w stronę mojego pokoju, gdzie spotkałam mojego ojca. O kurwa!
-Nicole!- wrzasnął i natychmiast do mnie podbiegł.- Co się stało? -skierował pytanie do brunetki za mną. 
-Nie wiem. Pojechałam na zakupy i jak wróciłam...- wypowiedziała lekko zestresowana.
-Kazałem ci pilnować mojej córki!- wrzasnął zdenerwowany i oplótł mnie ramieniem prowadząc na dół po schodach. -Amber zajęła by się zakupami!- krzyknął po raz kolejny. 
-Ale...- wyjąkała spokojnie. 
-Żadnych ale!
-Tato- zaczęłam, gdy już znalazłam się na sofie. -To nie jej wina- wypowiedziałam.-Ja...ehm...po prostu się potknęłam- palnęłam cokolwiek przyniosła mi ślina na język. 
-Doprawdy?- spytał sceptycznie. 
-Tak- odpowiedziałam pewna siebie.- To był wypadek. Chciałam dojść kosmetyczkę, ale była zbyt wysoko, więc postawiłam krzesło i stanęłam na nim, gdy - przerwałam i spojrzałam na kobietę, która stała zaledwie kilka kroków od nas. - Przewróciłam się i upadłam. 
-Uderzyłaś się gdzieś? -spytał panicznie i zaczął oglądać moją głowę. 
-Nie, tato. Wszystko w porządku. 
-Amber!- zawołał mój ojciec, a po kilku sekundach przed nami pojawiła się kobieta. Czarne włosy związane w wysokiego kucyka. Rzęsy podkreślone tuszem do rzęs i tona pudru na cerze. Sztuczna i sztywna- pomyślałam i uśmiechnęłam się w duchu. 
-Odwołaj moje spotkanie z panem Andersonem. Morris zrób Nicole gorącą herbatę i rosół- powiedział i wstał. -Idź się przebierz w coś suchego- powiedział i uśmiechnął się lekko, po czym pocałował mnie w policzek, gdy jego telefon zaczął wibrować. Wydał się z siebie głośny jęk i przyłożył telefon do ucha. 
-Tak, Taylor?- spytał zażenowany i zniknął za framugą drzwi. 
-Pójdę się przebrać- powiedziałam i ściągnęłam ręcznik udając się na górę. 


Nie wybaczę mu tego!- wrzasnęłam do siebie zażenowana. Co ja gadam?! Dobrze wiedziałam, że po pięciu sekundach nie będę nic pamiętać. Koniec myślenia o nim! Czemu to takie trudne?!- spytałam siebie kolejny raz w duchu. 


Miłość to nie bajka!
Miłość to bzdura!
Istnieję tylko w beznadziejnych lekturach!
Więc jeśli się zakochasz, to nie wierz w to wszystko
Bo twój chłopak i tak znajdzie sobie lepsze towarzystwo!


Wmawiałam sobie wiersz bez końca, ale im dłużej się nad nim zastanawiałam, tym bardziej wszystkiego miałam dosyć. 
Nie byłam osobą, która wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia, ponieważ uważałam, że od pierwszego wejrzenia można zobaczyć tylko wygląd. Nigdy nie oceniałam ludzi po wyglądzie i nie zamierzałam. 
Gdy Luke obronił mnie przed dyrektorem byłam w szoku. Nie wiedziałam nawet jak ma imię, a on jak gdybym była jakąś jego dobrą znajomą stanął w mojej obronie, a potem wszystko się posypało i coraz bardziej chciałam go zobaczyć. Miałam już wszystkiego po dziurki w nosie. Nie zamierzałam już dłużej prowadzić tego monologu, dlatego wzięłam się za pisanie jakiegoś wiersza. 


Życie może dać nam nieźle w kość
I możemy mieć go dość
Ale gdy pojawia się tajemniczy gość
Niknie gdzieś nasza złość


Tajemniczy gość, tajemniczy gość, tajemniczy gość... Nie potrafiłam skupić się nawet na wierszu. Wszędzie widziałam jego. Co jest do cholery! On był mordercą, był dupkiem, a ja i tak nie miałam go dość. 



~~***~~


Już miałam ruszyć po schodach do pomieszczenia, w którym miałam lekcje, gdy ktoś złapał i pociągnął mnie za nadgarstek. Rozejrzałam się dookoła i zorientowałam się, że byłam przyciśnięta do ściany, a nade mną stał nie kto inny jak Luke Booth. 
-Hej, ślicznotko- powiedział, a na jego twarzy wymalował się mój ulubiony łobuzerski uśmiech.  
-Hej- odpowiedziałam i chciałam sobie pójść, gdy chwycił mnie za ramię i popchnął mnie na ścianę, po czym zaśmiał się ukazując mi rząd swoich białych, lśniących zębów. Spojrzałam na niego zdziwiona i wywróciłam potajemnie oczami. 
-Nie mów, że wczoraj ci się nie podobało- dodał i zaczął całować moją szyję, podbródek aż znalazł się nad uchem. Po kilku sekundach usłyszałam dźwięk dzwonka, który informował nas, że czas na lekcje. 
-Muszę iść- powiedziałam i próbowałam oderwać się od chłopaka. 
-Chodź, zerwiemy się z lekcji- dodał z tym jego olśniewającym uśmiechem. Spojrzałam na niego, ale nic się nie odzywałam, a po chwili zdałam sobie sprawę, że wszystkie korytarze były puste. Zostaliśmy tylko my. -I tak pewnie nikt nie zauważy, że nas nie ma. 
-Ehm...- zaczęłam się zastanawiać, a chłopak pochylił się nade mną i chwycił płatek mojego ucha, szepcząc:
-Proszę.
-Ok- odpowiedziałam, choć nie byłam dokładnie pewna czy dobrze robię. Co?! Dokładnie wiedziałam, że był to zły pomysł. Ale z drugiej strony, jeżeli chciałby mieć zabić, to zrobiłby to już dawno temu. 



~~***~~


-Dokąd jedziemy?- spytałam, gdy wsiadłam do samochodu. 
-Niespodzianka. 
-Nie lubię niespodzianek- mruknęłam, a chłopak spojrzał na mnie kątem oka i wsadził kluczyki do stacyjki. 
-Zwiedzałaś już miasto? -spytał, gdy zdążyliśmy wyjechać na drogę. 
-Nie.
-To czas, żebyś je poznała- powiedział, a ja zaczęłam grzebać po samochodzie, gdy w końcu znalazłam to, czego szukałam. Rozwinęłam mapę i zaczęłam skanować jej treść. Szukałam jakichś ciekawych miejsc, gdy przypadkiem zerknęłam na prędko mierz, który wskazywał, że jechaliśmy już prawie sto siedemdziesiąt na godzinę. 
-Boże, zwolnij!- powiedziałam, a chłopak spojrzał na mnie, ale puścił moją uwagę koło uszu. -Jeżeli to przeżyję...- zaczęłam, ale Luke mi przerwał.
-Wyluzuj- odpowiedział. 
-To zwolnij! Zabijesz nas!- wykrzyknęłam w szoku. 
-Dobra, już dobra- powiedział i spojrzałam na wskazówkę, która pomału spadała w dół. -Zadowolona?- spytał sarkastycznie. -Nienawidzę się tak wlec- mruknął pod nosem. 
-To jest wleczenie się? 
-Dobra, już dobra- powtórzył i chciał wyrwać mi mapę z rąk, ale mu nie pozwoliłam. 
-Nie- powiedziałam i oddaliłam się z mapą, aby chłopak nie mógł jej dosięgnąć. –Ja dziś dysponuję mapą- dodałam i zaczęłam skanować, gdzie jesteśmy. –Jedź prosto- powiedziałam, a chłopak zerknął na mnie.
-No, mówię, żebyś jechał prosto- powiedziałam ostrzej, a chłopak ruszył przed siebie. –Teraz skręć- dodałam i zorientowałam się, że sama nie wiem co mówię. Pogubiłam się, ale próbowałam ukryć to przed Lukiem, ale nie wychodziło mi to za dobrze.
-Jesteś pewna, że dobrze jedziemy?- spytał i wykonał kolejny ruch, który mu kazałam.
-Yhm..- wychrypiałam i próbowałam coś wykombinować.
-To mi nie wygląda na coś gdzie moglibyśmy wyjechać na autostradę!- mruknął lekko podenerwowany.
-Wyluzuj- użyłam jego słów przeciw niemu, co ja widać niezbyt mu się spodobało. –Za chwilę powinna być- mruknęłam, ale gdy przejechaliśmy kolejne dziesięć minut nic się nie pojawiało. –Albo nie- dodałam i odwróciłam mapę w drugą stronę.
-Kurwa- mruknął i zatrzymał się w miejscu.- Czy ty wiesz gdzie jedziemy?!- wrzasnął, a ja aż podskoczyłam na siedzeniu.
-Nie- odpowiedziałam.
-Pokaż to!- krzyknął i wyrwał mi mapę z rąk. Po kilku sekundach rozmyślania wcisnął pedał gazu, ale jakimś cudem, auto nie chciało ruszyć. –Cholera!- powiedział i spojrzał na mnie.- Widzisz co narobiłaś?!
-Ja?!- spytałam z niedowierzaniem.
-A kto powiedział „jedź prosto”- starał się udawać mój głos, a ja skarciłam go wściekłym i lodowatym spojrzeniem.
-Trzeba było nie dawać mi mapy! Mówiłam, że nie znam okolicy- wyrzuciłam ręce w powietrze.
-Myślałem, że…- zaczął, ale przerwał.
-Myślałeś, że co?!- warknęłam.
-Że jesteś na tyle inteligentna, żeby odczytać cokolwiek z mapy, ale jak widać się myliłem. Nie potrafisz nawet tyle zrobić.
-Umiem czytać!
-Właśnie widać- powiedział, a ja pomyślałam sobie, że tym razem przesadził.
-Dupek!- wrzasnęłam i otworzyłam drzwiczki. Wysiadłam z samochodu i zauważyłam, że stoję w błocie. Luke wysiadł chwilę po mnie i wpatrywał się we mnie co zamierzam zrobić.
-Trochę szkoda mi tego twojego autka- mruknęłam złośliwie i wydęłam wargi, żeby pokazać jak bardzo mi smutno z tego powodu.- Musiało kosztować tyle kasy, ale …. Kupisz sobie nowe- powiedziałam i próbowałam wyjść z błota, gdy poślizgnęłam się i o mało co nie upadłam, gdyby nie brunet, który trzymał mnie w talii.
-Puszczaj mnie!- wrzasnęłam i zrzuciłam jego ręce, po czym ruszyłam przed siebie.
-Gdzie ty idziesz? –spytał.
-Do domu- powiedziałam i odwróciłam się do tyłu.
-Dom jest tam- wskazał palcem przeciwny kierunek. Prychnęłam pod nosem i ruszyłam we wskazany kierunek.
-Radź sobie sam, dupku- mruknęłam, gdy go mijałam i specjalnie zderzyłam się z nim ramieniem, ale on zwinnym ruchem zatrzymał mnie w miejscu i oplótł w pasie odwracając przodem do siebie.
-Przepraszam- wyszeptał.
-No nie wierzę. Luke Booth, właśnie mnie przeprosił- udawałam entuzjazm. –Ile cię to musiało kosztować- dodałam, ale on tylko przycisnął mnie do siebie. 
-Nawet nie wiesz jak dużo- mruknął sarkastycznie i zaczął wpatrywać się w moje tęczówki. –Trochę mnie poniosło, wybaczysz mi? –spytał poważnie, a ja wpatrywałam się w jego twarz, czy nie robi sobie jaj. Po chwili kiwnęłam głową i zanim się obejrzałam opierałam się o maskę samochodu, a nade mną pochylał się Luke. Wplótł ręce w moje włosy i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Oplotłam dłonie wokół jego szyi i przyciągnęłam go bliżej. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Żeby nigdy się nie skończyła.



Przepraszam za to, że tak długo nie dodałam nowego rozdziału, który miał pojawić się weekend, ale jakoś się nie wyrobiłam, bo chorowałam. Myślałam, że podczas tej nieobecności w szkole będę mieć więcej czasu, ale było na odwrót. W ogóle nie dałam rady nic pisać, bo nie dałam "rady włączyć" laptopa, a mianowicie głowa mi pękała. Z prostych przyczyn rozdział nie pojawił się na czas....

Zapraszam do zakładki "Reklama" gdzie będziecie mogli wysyłać swoje blogi, które pojawią się na moim blogu. To taka jakby wasza reklama. Pierwsze blogi wybiorę w niedziele. Zresztą tam wszystko jest napisane, a w razie pytań, znacie e-mail i ask. 


Niespodzianka!!! ;P

Dzisiaj mija miesięcznica tego bloga. Dziś mija dokładnie miesiąc od dodania tutaj pierwszego postu i postanowiłam zrobić mały konkurs. Na początku zastanawiałam się co dać jako nagrodę ;)) Myślałam o płycie Taylor Swift Red, ale później stwierdziłam, że konkurs będzie trochę trudniejszy i wtedy znalazłam mojego nowego, nierozpakowanego  iPhone'a.  Tak wyszło, że dostałam dwa i używam obecnie jednego, a drugi siedzi nawet nie tknięty. Dostałam go jakieś dwa tygodnie temu i stwierdziłam, że oddam go wygranej osóbce. Konkurs znajdziecie w zakładce "Konkurs". Nie chcę mi się tego pisać kolejny raz, dlatego chętnych zapraszam do tej oto stronki, która znajduje się tuż obok.  Myślę, że warto wziąć udział ! Do wygrania iPhone 5!

18 komentarzy = next 
 

piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział 4

-Kim ty jesteś? –spytałam przerażona.
-Idziemy- powiedział i zrobił krok w tył, po czym chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą.
-Dokąd? –bąknęłam i przełknęłam głośno ślinę. Chłopak zatrzymał się w miejscu i ścisnął moją dłoń, po czym odwrócił się i spojrzał na mnie.
-Do mojego domu- wypowiedział z obojętnym wyrazem twarzy.
-Co?- spytałam zdziwiona, a Luke otworzył drzwi od strony pasażera i wskazał gestem dłoni, abym wsiadła. Spojrzałam jeszcze raz na niego, a on przejechał dłonią po swoich włosach i powiedział:
-Wsiadaj!
Usiadłam na siedzeniu i czekałam aż w siądzie na swoje miejsce. Gdy się tak stało, odpalił samochód i ruszył przed siebie.
Nie mogłam uwierzyć, że siedzę w samochodzie z mordercą. Zerknęłam na niego, a brunet ścisnął kierownicę tak mocno, że aż jego kostki zbladły. Z każdą sekundą zaczynałam bać się coraz bardziej tego chłopaka.
Gdy go poznałam wydawał się taki… miły? No, bo przecież wziął winę na siebie, a jak się okazało? Był mordercą. Pozory naprawdę mylą.
-Opowiedz coś o sobie- wypowiedział po dłuższej chwili milczenia. Odwróciłam głowę w stronę szyby i udawałam, że tego nie słyszę, gdy dodał.- Nie ignoruj mnie! –warknął, a ja wzdrygnęłam się, a przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
-Co mam ci powiedzieć?!- powiedziałam wściekła, no, bo niby co miałam powiedzieć zabójcy. Jeszcze wykorzysta to przeciwko mnie.
-Byle co – odpowiedział i skręcił w prawo, po czym spojrzał na mnie ponownie.- I zapnij pas- dodał.
-Po co?
-Bo tak- warknął wściekły, a ja otworzyłam szczerzej oczy i zapięłam pas.
-Szczęśliwy?- spytałam z sarkazmem, ale zanim zdałam sobie sprawę z tego co powiedziałam było już za późno, a przecież nie chciałam go wkurzyć. Był do cholery mordercą. I jadę z nim do jego domu. Czy ma zamiar mnie tam zabić?
-Zabijesz mnie? –spytałam po kilku sekundach milczenia. Luke odwrócił się w moją stronę i wpatrywał się przez chwilę w moją twarz.
-Hm.. zastanowię się- wypowiedział, a ja otworzyłam usta, gdy uśmiechnął się łobuzersko i dorzucił.- Nie- po usłyszeniu tego słowa odetchnęłam głęboko.
-Rodzisz czy co?- spytał, a ja wywróciłam oczami.- Przestań przewracać oczami jak suka- wypowiedział ostanie słowa, a ja pomyślałam, że zabiję gnojka. Nikt nie będzie się tak do mnie odnosić! Nie obchodziło mnie już to czy jest mordercą. Jak będę miała zginąć to i tak zginę i nic ani nikt mnie nie uratuje. Widocznie taki był mój los.
-Wolę być suką niż chujem- powiedziałam i wpatrywałam się w krajobraz za oknem, gdy chłopak chwycił mój podbródek i odwrócił w swoją stronę, abym spojrzała mu w oczy.
-Uważaj na słowa, dziwko!- powiedział, a przez moje ciało przeszedł dreszcz. Chyba był to zły krok, ale nie zamierzałam się poddać.
Czułam się dziwnie, bo nigdy nie miałam z czymś takim do czynienia. A drugim powodem było to, że chciałam jeszcze trochę pożyć, ale walił mnie ten pedał. I tak straciłam już wszystko, więc czy umrę czy będę żyć i tak nikt nie zauważy różnicy.
-Pieprz się- powiedziałam bez zastanowienia i wyrwałam brodę z jego uścisku, a on położył je na kierownicy i skręcił ponownie.
-Z tobą? –dodał zaczepnie.
-W snach- odpowiedziałam z obrzydzeniem i wywróciłam oczami.
-Wiesz- zaczął i spojrzał na mnie- moje sny się spełniają i przestań wywracać oczami jak dziwka- dorzucił, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Gdy w końcu jego czerwone Ferrari się zatrzymało, chciałam otworzyć drzwi i wysiąść, ale były zamknięte. Spojrzałam na niego, a chłopak posłał mi jeden z jego uśmiechów, po czym obszedł samochód i otworzył drzwi po mojej stronie.
-Proszę- powiedział i wystawił dłoń niczym lord.
-Dziękuje- odpowiedziałam z sarkazmem i wysiadłam z auta. Ruszyłam w stronę drzwi i cały czas wydawało mi się, że Luke idący za mną, obserwuje mnie i zaczynałam czuć się nieswojo.
Gdy weszliśmy do środka przeleciał wzrokiem po mnie i zatrzymał się na butach.
-Ściągnij buty.
-Po co?- spytałam zdziwiona i zerknęłam na swoje białe szpilki.
-Bo wydają za dużo hałasu- dodał, a ja ściągnęłam obcasy i ruszyłam za chłopakiem.
Wyszliśmy po schodach na pierwsze piętro, gdy otworzył przede mną przed ostatnie drzwi po prawej.
Weszłam do środka, a chłopak wszedł po mnie i zamknął drzwi.
-Masz tutaj siedzieć- powiedział i ruszył w kierunku drzwi, gdy się odezwałam.
-C…- zaczęłam, ale chłopak spojrzał na mnie wściekłym spojrzeniem, na co momentalnie się zamknęła.
-Jeśli się stąd ruszysz, zabiję cię. Jasne? –spytał, a ja kiwnęłam głową, po czym brunet opuścił pokój zamykając mnie w nim. Po prostu cudownie. Usiadłam na łóżku i odetchnęłam głęboko.
Czemu mnie to musiało spotkać?! Jedna impreza! I to właśnie mnie musiało się to potrafić. Nie chciałam umierać w wieku szesnastu lat. Nie wiem dlaczego, ale zawsze jak myślałam o śmierci budził się we mnie taki lęk. Serce mi przyśpieszało, a mózg zaczął tak jakby szwankować…

~~***~~

Zaczęłam grzebać w jego rzeczach. Nie pytajcie mnie dlaczego, bo sama nie wiem. Jakoś mi się nudziło, więc otworzyłam jedną z jego szafek, gdzie znalazłam medale. Czy to były jakieś nagrody? Nagroda za najlepszego mordercę roku- pomyślałam, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Zajrzałam do kolejnej i kolejnej, gdy znalazłam szafkę z pistoletem. Wzięłam go w dłonie i zaczęłam się przyglądać. Nie wiem co mnie podkusiło, ale ciekawiło mnie czy był nabity. Zanim się zorientowałam on strzelił…

Luke Booth

Wziąłem butelkę wody z lodówki i ruszyłam do salonu, gdzie przywitał mnie Max.
-Wykonałeś robotę.
-Ym..Tak- powiedziałem i podrapałem się po głowie. –Tyle, że..um… spieprzyłem robotę.
-Co masz na myśli, że spieprzyłeś robotę? – spytał i podniósł się z kanapy. – Mówiłeś, że zabiłeś gnojka?
-Bo zabiłem.
-Więc w czym problem?- spytał i spojrzał na Mike’a.
-Pozbyliśmy się ciała- dodał, a resztę kiwnęła głową.
-Ktoś to widział- powiedziałem i przejechałem dłonią po włosach.
-Co?!- Max wstał na równe rogi i spojrzał na mnie.-Jak to możliwe?- dodał.
-Nie wiem. Zrobiłem wszystko tak jak zawsze, ale jakaś laska to widziała. Sprawdzaliśmy teren i nikogo nie było w pobliżu. Jak nie wierzysz to spytaj reszty- powiedziałem i spojrzałem na Tony’ego, a on kiwnął głową.
-Co z nią zrobiłeś?
-Jest na górze.
-Musimy się jej pozbyć.
-Ona nic nie powie.
-Nie możemy ryzykować, Luke.
-To dziwka, boi się mnie.
-Wiesz, że pójdziemy siedzieć. Policja nas nie lubi.
-Wiem i zajmę się tym.
-Ale pamiętaj, że zły ruch i wszyscy idziemy do…
-Wiem- przerwałem mu.- Wiem co robię, przecież jestem tutaj liderem.
-Luke- zaczął Max, gdy usłyszeliśmy strzał, a wszyscy spojrzeli na schody, po czym na mnie. „Nicole”- pomyślałem i wbiegłem po schodach na górę, po czym otworzyłem mój pokój.
Na środku stała ona, a w dłoniach trzymała pistolet. Spojrzałem na nią wypełniony złością i nienawiścią, gdy ona zerknęła na mnie, po czym za moje plecy.

Nicole Coleman

Luke wpatrywał się we mnie, a ja w niego, gdy zobaczyłam grupkę osób za nimi.
-Nie zła- usłyszałam ich szepty, gdy brunet odwrócił się do tyłu i spojrzał na facetów.
-Zajmę się nią- powiedział, a kolesie znikli, za drzwiami, które zamknął Luke.
-Do cholery co ty wyprawiasz dziewczyno?!
-Um..Ym… Nudziło mi się.
-I postanowiłaś sobie postrzelać.
-Nie!
-Oddawaj pistolet. To nie zabawka- powiedział i wystawił dłoń. Rzuciłam mu broń, a on zwinnym ruchem ją złapał i wsadził do spodni. -Zabieraj rzeczy- dodał po chwili. -Idziemy.
-Gdzie?
-Zabieram cię do domu.
-Naprawdę?
-Tak- powiedział i zarzucił skórzaną kurtkę. – Jesteś wkurwiająca- powiedział i wyszedł z pokoju. –Nie myślałem, że będą z tobą takie kłopoty- wyszeptał do siebie, ale na szczęście zdołałam to usłyszeć.
Wyszliśmy z domu i w siedliśmy do jego Porsche, gdzie założyłam buty i cieszyłam się, że jeszcze żyję.
Włożył rękę do kieszeni kurtki i wyciągnął paczkę papierosów, po czym odpalił jednego. 
-Jeśli spróbujesz komuś o tym powiedzieć, będę musiał cię zabić, zrozumiano? -wycedził przez zęby, a ja kiwnęłam niepewnie głową.

~~***~~

Gdy ujrzałam mój dom powiedziałam, żeby się zatrzymał i otworzyłam drzwi.
-Um.. dzięki- powiedziałam, a chłopak kiwnął głową.
-Do jutra- dodał.

-Nom- powiedziałam i ruszyłam w stronę domu. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, gdzie przywitał mnie mój ojciec. Bosko!!!
-Gdzie ty byłaś, młoda damo?- spytał i spojrzał na mnie szarymi tęczówkami.
-Em... Na imprezie?- spytałam jakby to była najbardziej logiczna rzecz na świecie. 
-Czy ty wiesz, która jest godzina?- spytał, a ja otworzyłam torebkę i wyciągnęłam z niej komórkę zerkając na wyświetlacz, który wskazywał w pół do czwartej. 
-W pół do czwartej- powiedziałam i uśmiechnęłam się dumna z siebie. 
-Umawialiśmy się, że o trzeciej będziesz w domu. 
-Jezu... tato. Spóźniłam się o pół godziny. Czy ty nie możesz odpuścić chociaż jeden raz?- spytałam i uniosłam brwi. 
-Z kim przyjechałaś? 
-Ojciec Camille nas odwiózł- skłamałam, bo gdybym mu powiedziała prawdę dostałabym szlaban, a miałam już dosyć wszystkiego. 
Mój ojciec kiwnął głową, a ja ściągnęłam buty i trzymając je w rękach, ruszyłam schodami na górę. Weszłam do pokoju i rzuciłam je gdzieś w kąt i rzuciłam się na łóżko. Cały czas po głowie chodziły mi słowa Luke'a: Jeśli spróbujesz komuś o tym powiedzieć, będę musiał cię zabić, zrozumiano? 
Nie mogłam uwierzyć, że był on mordercą. I na dodatek spotkam go jutro. Ufff... jak ja mam się zachowywać? Jedyne o czym teraz myślałam to, o tym, aby go jutro nie spotkać, ale z drugiej strony chciałam go zobaczyć. Próbowałam sobie wmówić, że wcale nie chcę go zobaczyć, że mam go w dupie i, że nic mnie nie obchodzi, ale było zupełnie inaczej i nic nie mogłam zrobić. Mój mózg wiedział swoje, a serce swoje. 
Wyciągnęłam zeszyt z pod łóżka i przeczytałam wszystkie moje notatki, które w nim zapisałam.



Drogi Pamiętniku!
Nie wiem jak długo jeszcze tutaj wytrzymam. Jestem tutaj zaledwie kilka godzin, ale za każdym razem jak patrzę na mojego ojca czuję złość i nienawiść. A gdy zobaczyłam go jeszcze z tą Lucy i Julie… Czy on ma z nią dziecko? Dostawił nas dla innej? Nic go nie obchodziłyśmy? Gdy miałam trzynaście lat cały czas miałam nadzieję, że jest sam, że jeszcze nas kocha. Zawsze myślałam, że do nas wróci, ale wtedy byłam taka głupia i dziecinna. Gdy wyszłam na balkon od razu przypomniałam sobie chwilę z Tobą. Byłam taką egoistką. Gdy poszłam pracować po szkole, praktycznie wszystko wydałam na ciuchy i inne pierdoły. Na jedzenie i opłaty dałam zaledwie parę groszy. I to być może przeze mnie zachorowałaś. W ogóle ci nie pomagałam. Ty się męczyłaś...

Zamknęłam zeszyt z głośnym hukiem i otarłam spływające łzy. Nie mogłam czytać tego dalej. Nie potrafiłam. Byłam zbyt słaba. 
Myślałam, że nie będę dzisiaj nic pisać, bo nie mam na to sił, ale za to przeczytam sobie poprzednie wpisy, ale chyba to nie wypali. Nie potrafię przypominać sobie tego ponownie. Nie potrafię wspominać tych  wszystkich moich słów, które do ciebie mówiłam. Boże, jaka ja wtedy byłam głupia. Byłaś moją matką, jedyną osobą, która mnie kochała, a ja odnosiłam się do ciebie w taki sposób. Zamknęłam oczy i położyłam głowę na poduszkach. 

-Wcale się nie dziwię, że tata cię dostawił- warknęłam w jej stronę.
(...)
-Nienawidzę cię! Od dzisiaj nie jesteś moją matką! 

Momentalnie otworzyłam oczy i nie chciałam wspominać dalszych dialogów z mojego życia. Z dnia na dzień były one coraz gorsze i chamskie. Chciałabym cię zobaczyć. Spotkać się z tobą, porozmawiać, przeprosić i przytulić. Ale wiem, że jest to nie możliwe i jedyne co mi po tobie pozostało to łańcuszek- pomyślałam i wstałam z łóżka wyciągając srebrny medalik z serduszkiem. Był on prześliczny i zawsze go nosiłam odkąd go dostałam. 
Wyszłam z pokoju i udałam się do kuchni, gdzie otworzyłam szafkę i wyciągnęłam nóż. Sprawdziłam czy teren czysty, po czym udałam się na górę. Weszłam do łazienki i wpatrywałam się to w swoje odbicie w lustrze, to na nóż. 
Po kilku sekundach ścisnęłam narzędzie i przejechałam nim po ręce. Na początku czułam ból, ale w środku czułam ulgę. Powinnam cierpieć tak jak ona. Osoba, którą kochałam cierpiała przeze mnie, więc i ja powinnam cierpieć, ale właściwie czym jest cierpienie?

~~***~~
Leżałam na łóżku i rozmyślałam już od dobrych czterdziestu minut. Ponownie zerknęłam na zegar na ścianie, który wskazywał ósmą. Jak się okazało dziś nie idziemy do szkoły, bo jest wolne po imprezie. I kolejne pytanie. Dlaczego ja o niczym nie wiem? 
Po chwili stwierdziłam, że włączę telewizor. Odszukałam pilota i nacisnęłam odpowiedni guzik. 
Gdy w końcu to także mi się znudziło, zwlekłam się z łóżka i udałam się do łazienki, gdzie sama się nie poznałam. 
Moje oczy były całe podpuchnięte, z czego wcale się nie dziwiłam, bo przez całą noc(powinnam powiedzieć pół) nie zmrużyłam oka. 
Po załatwieniu wszystkich czynności i przywróceniu mojego stanu do normalnego, ubrałam się i zeszłam na dół, gdzie przywitała mnie Lucy. 
-Hej- powiedziała sympatycznym głosem. 
-Cześć- odpowiedziałam nieco zaspanym głosem i ruszyłam do kuchni, gdzie usiadłam na wysokim krześle przy ladzie. 
-Witaj, słoneczko. 
-Hej- odpowiedziałam. 
-Chcesz coś do zjedzenia, picia? -spytała i przetarła ladę jakąś ścierką. 
-Możesz zrobić mi soku. 
-Pomarańczowego czy jabłkowego?
-Pomarańczowego. 
-Dziś masz próbę. 
-Jaką próbę?
-Dzwoniła pani z kółka teatralnego, że dziś o piętnastej jest przesłuchanie do przedstawienia. 
-Aaaa, o tą próbę chodzi- odpowiedziałam i upiłam łyk ze swojej szklanki.
-Nie pójdziesz?
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo po co? -spytałam i uniosłam brwi biorąc kolejny łyk. 
-Przecież teatr to fajna sprawa. 
-Nie, jeżeli to jest twoja kara. 
-Kara? -spytała i wtedy walnęłam się w myślach. 
-Nom, bo na lekcji...- odpowiedziałam jej o wszystkim, a ona kiwnęła głową i powiedziała, że mimo wszystko powinnam iść. 
-Ale mi się nie chcę. Jestem zmęczona, a poza tym nie czuję się dobrze- dodałam. 
-Eee tam! 
-Nie mam czasu na zajęcia poza lekcyjne. 
-To nie idź. 
-Serio? 
-Jasne, tylko nie mów nic panu Colemanowi- szepnęła mi na ucho, a ja kiwnęłam głową. 
-Okay- powiedziałam. - A on wie?
-Nie, bo nie było go w domu i telefon odebrałam ja. 
-Aham- dodałam i uśmiechnęłam się lekko. Czy mówiłam już, że kocham tą babkę?





·  Mamy czwóreczkę!
Jak wam się podoba?
Liczę na wasze komentarze i dziękuje za wszystkie pod poprzednim rozdziałem.
Jak tylko zobaczyłam te 21 komentarzy od razu uśmiech wymalował się na mojej twarzy i postanowiłam, że musze wam to wynagrodzić szybkim kolejnym rozdziałem.
No może nie aż tak szybkim, bo minął tydzień, więc jest trochę tego czasu. 

P.S. Dziękuje za 17 obserwatorów i ponad tysiąc wyświetleń !!!

Kolejny pojawi się jak tylko pojawi się wymagana ilość komentarzy.
Postaram się dodać jak najszybciej i już biorę się za pisanie <3

Tym razem może trochę mniej, żeby było łatwiej ;* ;))

18 komentarzy= nowy rozdział