wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział 6

-Nie szkoda ci auta?- spytałam, gdy szliśmy trzymając się za ręce. Mi na jego miejscu było by go szkoda, bo to przecież żółte Ferrari! W życiu bym na takie cudeńko nie zarobiła!
-Nie- powiedział i odetchnął głęboko. -Kupię sobie nowe- dodał obojętnym głosem i ścisnął moją dłoń swoją, na co momentalnie zerknęłam na nasze splecione palce. Uśmiechnęłam się lekko i odetchnęłam.
-Daleko jeszcze? -spytałam zmęczona tą wędrówką. Szliśmy już z półtora godziny, a ja nic nie widziałam. Żadnej drogi, żadnego domu, żadnej żywej duszy oprócz nas! Na dodatek byłam cała w błocie, bo po drodze przez tą ciapę przewróciłam się. Czułam się tak okropnie i byłam zmęczona.
-Nie wiem- odpowiedział i wyciągnął swojego iPhone'a szukając zasięgu.
-Znalazłeś?- spytałam zatrzymując się w miejscu.
-Nie- odpowiedział natychmiast i schował komórkę. Po chwili wyciągnęłam swoją, ale też nigdzie nie było zasięgu. Czułam się jak na bezludnej wyspie. Wszędzie piasek! Od razu przypomniałam sobie Emmę i Deana jak zostali uwięzieni na wyspie zdani tylko na siebie z filmu Blue Lagoon: The Awakening. Emma zawsze była dobrą uczennicą, a on wyrzucany ze szkół. Dziewczyna przeżywa z nim pierwszy raz i...
-O czym myślisz?- wyrwał mnie z transu głos chłopaka.
-O niczym- odpowiedziałam momentalnie, a Luke spojrzał na mnie podejrzliwie.-Chodźmy- zachęciłam go nie chcąc drążyć już tego tematu. Ruszyłam przed siebie, a po kilku krokach odwróciłam się do tyłu, żeby sprawdzić czy chłopak idzie za mną. -Idziesz?- spytałam i wywróciłam oczami. Miałam już wszystkiego dosyć. Słońce biło w moją twarz, a ja nie miałam nawet butelki wody. Ugh...! Umieram!



~~***~~

 Otworzyłam drzwi od domu i po cichutku weszłam do środka. Gdy już miałam wyjść po schodach na górę usłyszałam głos mojego ojca. Przeklęłam pod nosem i odwróciłam się twarzą do przodu. 
-Nicole, gdzie ty byłaś? -warknął wściekły.- I dlaczego jesteś cała w błocie?!- spytał nieco spokojniej i uniósł prawą brew. 
-Hej, tato- odpowiedziałam i zmusiłam się do lekkiego uśmiechu. -Muszę iść się uczyć- palnęłam byle co, żeby tylko jak najszybciej znaleźć się w moim pokoju. 
-Nie tak szybko młoda damo- zatrzymał mnie i zrobił krok w moją stronę. -Podejdź tutaj- dodał, a ja zrobił kilka kroków w jego stronę, gdy znaleźliśmy się zaledwie kilka centymetrów od siebie. 
-Co to? -spytał mój ojciec, wskazując na moją szyję. Dotknęłam się we wskazane miejsce i przygryzłam wargę. 
-Um.. to od lokówki. 
-Nie widzę, żebyś miała pokręcone włosy.
-Bo...- myśl, myśl, myśl.- Na początku je pokręciłam, ale później stwierdziłam, że ładniejsze są, gdy są proste, więc je wyprostowałam- palnęłam i przeklęłam w myślach. Cholera! Lepszej wymówki nie mogłaś wymyślić! Zabiję Luke'a za tą malinkę!
-Okej-odpowiedział niezbyt przekonany, ale chyba odpuścił. 
-Mogę iść się przebrać? -spytałam wskazując na swoje ubranie. 
-Nie- mruknął momentalnie.- Czekam jeszcze na twoje wytłumaczenie. Jak to się stało? -spojrzał na mnie wściekły i zainteresowany, po czym położył gazetę na stole i splótł ręce na piersiach. 
-Jak wracałam ze szkoły to się potknęłam i przewróciłam- po części była to prawda. 
-Coś mi się wydaję, że kłam...
-Tat...- jęknęłam przerywając mu, gdy wszedł mi w środek słowa.
-Nicole, nie przerywaj mi. To niegrzeczne- skarcił mnie wzrokiem. Och... oczywiście tatusiu. Wydęłam usta i przerzuciłam ciężar swojego ciała na jedną nogę. -Uznajmy, że ci wierzę- powiedział, a ja uśmiechnęłam się szerzej, gdy znowu przemówił.- Ale nadal ciekawi mnie jeden fakt. Gdzie byłaś tyle czasu?
-Bo Camille zaprosiła mnie na lody i nie wypadało jej odmówić- bąknęłam, a ojciec odetchnął głęboko, po czym spojrzał na mnie kolejny raz. Co? Przecież mówię prawdę!
-Dobra, wierzę ci, ale w piątek masz próbę.
-Co?- warknęłam. 
-Dzwoniła nauczycielka, że nie pojawiłaś się na poprzedniej. 
-Ale...
-Żadnych ale. Jeżeli nie chcesz szlabanu masz iść na próbę- powiedział, a ja wydęłam usta obrażona. -Pani Jones powiedziała, że przyszykowała już dla ciebie specjalną rolę i, że to był pomysł Rick'a- dodał, a ja otworzyłam szerzej oczy. Jak to?! Specjalną rolę?! Pomysł dyrektora?! To oznaczało tylko kłopoty. Cholera!- Zadzwonię do niego i zapytam się czy byłaś na zajęciach, zrozumiano?
-Tak- jęknęłam i odwróciłam się na pięcie.- Mogę już iść? -warknęłam, a on kiwnął głową. 


~~***~~
Otworzyłam drzwi i rzuciłam torebkę w kąt, po czym natychmiast pobiegłam do garderoby. Wyciągnęłam z niej czarne szorty i białą bokserkę z czarnym napisem "love". Szybko wskoczyłam po prysznic i obmyłam ciało, po czym wskoczyłam w przygotowane wcześniej ubrania. Wysuszyłam włosy i zawiązałam w niechlujny kok, po czym szybko wskoczyłam do łóżka. Dziś była środa, czyli za dwa dni miałam grać w jakimś głupim, przynudzającym spektaklu. Na samą myśl się skrzywiłam. 
Wyciągnęłam mój zeszyt spod łóżka i przewróciłam na pustą kartkę, po czym zaczęłam pisać. Wtedy czułam się jakby moja mama była ze mną. Czułam się jak w raju. Pisanie naprawdę mnie uszczęśliwiało i w końcu mogłam się komuś powierzyć. Mogłam się z kimś podzielić, choć wiedziałam, że mój "pamiętnik" mi nie odpowie przynajmniej mnie wysłucha. Na początku zaczęłam od jednego zdania. 

We live, as we dream- alone. 
(tł. Żyjmy tak jak śnimy- samotnie)

 Dzisiejszy dzień mimo tych wszystkich przygód był wspaniały. A jednym z tego powodów był Luke. Cały czas przed oczami miałam jego. Jego twarz, jego spojrzenie, jego łobuzerski uśmiech, jego usta, które mnie całowały. Wiem, że był mordercą, a ja nie powinnam się z kimś takim zadawać, ale w tej chwili miłość wygrała. Czasem warto zaryzykować. 
Ale z drugiej strony, przecież Edward też był niebezpieczny, a Isabellę i tak do niego ciągnęło. Gdyby nie zaryzykowała, gdyby z nim nie rozmawiała nadal byłaby normalnym człowiekiem. Ale ona zaryzykowała i odmieniła swoje życie. Niczego nie żałowała i go kochała. 
"Miłość silniejsza niż strach. Magiczna opowieść o zakazanej miłości wampira i nastolatki".
Może byłam i zaślepiona, ale czasem miłość jest silniejsza niż strach, a ja nie zamierzałam przed nim uciekać. Jego mroczna natura mnie ciekawiła. Wydawała się taka tajemnicza, ale ja zamierzałam tą tajemnicę odkryć. Może istnieję jakieś logiczne wyjaśnienie dlaczego zabija? Może ma jakiś powód? Może ten człowiek wcale nie był niewinny?
Kogo ja próbuję oszukać?! Przecież dokładnie widziałam jak zażądał od niego kasy i tak po prostu go zabił, bo jej nie miał. A jak ten człowiek miał rodzinę, żonę i dzieci? Jak one teraz musiały sobie radzić? Co przeżywały, gdy dowiedziały się, że ich ojciec/mąż został zabity, że nie żyję? 
W tej chwili wolałam sobie tego nie wyobrażać, bo pamiętam jak ja płakałam po odejściu taty. Nie spałam całymi nocami i zawsze wpatrywałam się w okno i czekałam na niego. Miałam nadzieję! Zawsze jak ktoś dzwonił do drzwi myślałam, że to ojciec. Że przyszedł, ale zawsze się nabierałam. Nigdy nie przyszedł. Nigdy nie zadzwonił. Usunął nas ze swojego życia i zapomniał. Wyrzucił nas jak śmieci! 
Koniec! Nie będę już rozpaczać. Było minęło... Zawsze będę to pamiętać, ale nie ma co tracić życia na łzy. Jeszcze się przydadzą. 

Potrafimy kochać i marzyć dlatego wszyscy jesteśmy zwycięzcami.*

Zamknęłam zeszyt i wrzuciłam go na swoje miejsce. Nie zamierzałam już rozpaczać. 
Podniosłam się z łóżka i otworzyłam torebkę po czym wyciągnęłam zeszyty. Zaczęłam odrabiać pracę domową i weszłam na chwilę na facebooka. Po dłuższej chwili zerknęłam na zegarek, który wskazywał dwudziestą drugą zero dwa. Spakowałam rzeczy do torby i rzuciłam się na łóżko. 
Co pięć sekund zerkałam na wyświetlacz, ale on cały czas wskazywał taką samą godzinę, gdy dwójka zmieniła się na trójkę. Czas cały czas mi się dłużył i nie potrafiłam zasnąć. 
Wtedy pomyślałam także co pewnie robią moi znajomi ze szkoły, ale szybko odpędziłam od siebie te myśli. Gdyby moi rodzice, a może raczej powinnam powiedzieć ojciec by się dowiedział, że poszłam robić rzeczy, które robią teraz wszyscy nastolatkowie uziemiliby mnie do końca życia. Zero komórki, laptopa, telewzijii, wszystkich rzeczy, które są niezbędne do przeżycia. Wtedy mogłabym umierać. 
Zawsze byłam wychowywana jako Chrześcijanka i wiedziałam jak szanować własne ciało. 
Moje rozmyślania przerwał dźwięk mojej komórki, która zapikała dwa razy. Zerknęłam na nią i przeczytałam dwa sms-y o takiej samej treści. 


Trzymałam telefon nadal w dłoniach i mocno go ściskałam, po czym spojrzał w sufit mojego pokoju. Czy to jakiś znak? -zapytałam siebie w myślach, ale po chwili skoncentrowałam się na imprezie. Powinnam na nią pójść? Czy może nie? Zaczęłam się zastanawiać i sprawdziłam jeszcze raz ulicę.
Geneva St- przeczytałam po cichu i pomyślałam, że tylko kilka ulic dalej. Może dwie... Poczułam kolejne piknięcie i spojrzałam na wyświetlacz ekranu.



Przez chwilę się wahałam, bo nie wiedziałam co zrobić. Z jednej strony chciałam pójść na imprezę, bo nigdy nie byłam. Matka nigdy by mi nie pozwoliła, ale z drugiej jak wyjdę. Wszędzie będzie pełno osób, jak nie to Samantha, Julie, Lucy, Amber czy mój ojciec, więc praktycznie nie mam szans na wyjście, ale coś się wymyśli. Uśmiechnęłam się do siebie i zabrałam za odpisywanie.


 

Już po kilku sekundach dostałam odpowiedź, więc szybko ją odczytałam. 



Taa, do zobaczenia- pomyślałam i szybko pobiegłam do garderoby. Wyrzuciłam wszystkie ubrania z pierwszych rzędów w półkach, ale nic nie znalazłam. Zerknęłam na zegar na ścianie, który wskazywał dwudziestą drugą trzydzieści. Dobra, miałam jeszcze półtora godziny, ale nawet za dzień nie zdążyłabym tego wszystkiego przegrzebać. Spojrzałam na swoją wielką garderobę i ominęłam wielki stos ubrań, po czym udałam się na sam tył. Zaczęłam tam grzebać, gdy znalazłam miętowe rurki i biały top z białymi kryształkami przy dekoldzie. Zarzuciłam na siebie ubrania i zawiązałam czarne trampki, po czym narzuciłam czarną marynarkę z ćwir ćwierciowymi rękawami. 
Pobiegłam pędem do łazienki i przypudrowałam nieco twarz, żeby zakryć wszystkie niedoskonałości, po czym nałożyłam tusz do rzęs. Podkreśliłam oczy eyelinerem i nałożyłam mój ulubiony, truskawkowy błyszczyk. Ułożyłam jeszcze włosy i wyszłam z pokoju. 
Skierowałam się po cichu po schodach na dół i zanim się obejrzałam byłam już przed drzwiami wejściowymi. Odetchnęłam głęboko i poczułam się wolna. Otworzyłam drzwi, a przed nimi zobaczyłam Lucy z moim ojcem. Stałam tam niczym sparaliżowana i nie odrywaliśmy od siebie wzroku. Kurwa! Dlaczego zawsze mnie to spotyka?! 
-N-Nicole- wychrypiał mój ojciec i po jego głosie mogłam stwierdzić, że był w szoku. Zresztą podobnie jak Lucy i ja. Świetnie! Teraz będę mieć przesrane!- Gdzie ty zamierzałaś pójść? Czyżby na tą imprezę? 
-Nie- zaprzeczyłam natychmiast.- Ja... po prostu... um...
-Co?!- warknął wściekły. -Przecież widzę, Nicole! Przestań kłamać! Gdzie zamierzałaś wyjść o północy?! - zaczął na mnie wrzeszczeć, a ja o mało co się nie popłakałam. 
-Przestań na mnie wrzeszczeć!- tym razem to ja podniosłam głos. -Przecież nic nie zrobiłam!
Ojciec przepuścił Lucy w drzwiach, po czym je zamknął na klucz i spojrzał na mnie to na kobietę stojącą obok niego. 
-Zobacz czy Julie śpi- wyszeptał do niej, a ona kiwnęła głową i ruszyła po schodach na górę, ale przed tym odwróciła się do mnie, a jej wyraz twarzy pokazywał wszystko. Gdy brunetka odeszła spojrzał na mnie i odetchnął głęboko. 
-Gdzie zamierzałaś pójść? -spytał nieco spokojnie. Już miałam się odezwać, gdy mi przerwał. -Tylko, proszę cię nie kłam. Uwierzyłem ci po szkole, choć oboje wiemy, że to nie była prawda. Postanowiłem dać ci trochę luzu i nie dopytywałem się, ale teraz już koniec. Gdzie zamierzałaś pójść? Szczerze. 
-Chcesz wiedzieć gdzie chciałam pójść?!- wrzasnęłam. -Chciałam iść na imprezę, szczęśliwy?! Nie wytrzymuję już tutaj, rozumiesz?! Ja nie potrafię tak żyć! Jacyś obcy ludzie otaczają mnie wszędzie! Ty i ta twoja baba- wypowiedziałam ją z wyrazem obrzydzenia.- Myślałeś, że przybędziesz i wszystko będzie okej?! Że będziemy "szczęśliwą rodzinką" jak dawniej?! Nigdy już tak nie będzie! Ty wszystko to zniszczyłeś! Przez ciebie nie spałam całymi nocami, martwiłam się o matkę i błagałam Boga, żebyś wrócił. Wiedziałam, że wrócisz, ale tak się nie stało. Chciałam iść na imprezę! Zabawić się i zapomnieć o wszystkim!- wydarłam się. 
-Matka nie byłaby z ciebie dumna!- powiedział i spojrzał na mój makijaż. -Co to ma być!? Marsz do pokoju i zmywaj mi to wszystko! Przebieraj się w piżamę i do spania!
-To przez ciebie ona zmarła- powiedziałam i łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Co on może wiedzieć? Matka nie byłaby ze mnie dumna?! Co on wie? Nic, do cholery!- Przez ciebie. To tylko twoja wina!- wrzasnęłam kolejny raz.
-Marsz do pokoju!- warknął głośniej mój ojciec, a po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz i łzy zaczęły spływać niczym strumień. 
-Nic nie wiesz i nigdy tego nie zrozumiesz! Nigdy nie będziesz moim ojcem! Bo...- otarłam łzy i spojrzałam mu prosto w oczy. -On umarł. Gdy tylko wyszedł przez drzwi naszego domu umarł. I nigdy nie wróci!- warknęłam kolejny raz i poczułam uderzenie w policzek. Spojrzałam na niego i pobiegłam do góry po schodach. Zamknęłam pokój na klucz i rzuciłam się na łóżko. 

"Matka nie byłaby z ciebie dumna". 
"Matka nie byłaby z ciebie dumna". 
"Matka nie byłaby z ciebie dumna". 

Znalazł się tatuś! Idealny tatuś! Miałam go dość, a jeszcze teraz, gdy mnie uderzył. On mnie uderzył! Nie mogłam w to uwierzyć. Na początku zaczął wrzeszczeć, a teraz... uderzył. Mój ojciec umarł! Umarł i nigdy nie wróci. Tak bardzo chciałabym, żeby tutaj moja matka była. Chciałabym żyć i marzyć samotnie. 
Dotknęłam się w policzek i poczułam ból. Poczułam ból w całym ciele. To co teraz czułam w niczym się nie równało. Nawet gdyby ktoś dźgnął mnie nożem nie poczułabym tego co w środku. Dostałam sama. Nikt mnie nie kocha. Dostałam sama. Nie mam już nawet rodziny! 
Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam jak siedem nieszczęść. Na moich policzkach spływały czarne łzy, a jeden z nich był czerwony. Obmyłam twarz i wyciągnęłam żyletkę. Ściągnęłam marynarkę i przejechałam opuszkiem palców po prawie już zagojonych ranach z pewnego wieczoru. Ścisnęłam mocniej narzędzie i przejechałam po ręce. 

Za mojego ojca. 
Ojca, który już nie żyję. 
Ojca, który mnie dostawił.
Ojca, który mnie pobił.  
Za moją matkę. 
Za jej śmierć. 
Za wszystko co powiedziałam. 
Za wszystkie słowa. 
Za to jaka jestem. 
Za całe moje życie. 
Za to, że się urodziłam! 

Zaczęłam ciąć się coraz bardziej, gdy jedna z łez spadła na moją zakrwawioną rękę. Odłożyłam maszynkę i spojrzałam na dłoń. Zerknęłam na szafkę pod nią i zobaczyłam plamę krwi. 
 

~~***~~

Posprzątałam po sobie i zerknęłam na zegarek. Dwudziesta czwarta cztery. Jeszcze zdąże- pomyślałam i zerknęłam na komórkę, gdzie miałam piętnaście nieodebranych połączeń od Camille. Wrzuciłam trochę kasy do kieszeni spodni, po czym znalazła się tam także moja komórka. Poprawiłam makijaż na nowo i rozczesałam włosy. Otworzyłam okno i zeszłam na dół. Gdy dotknęłam stopą trawnika uśmiechnęłam się i otuliłam czarnym długim sweterkiem, gdy silny wiatr uderzył we mnie. Pociągnęłam rękawki w dół, żeby nikt nie zauważył moich ran i spojrzałam w górę. Wpatrywałam się przez chwilę w okno od swojego pokoju, po czym ruszyłam drogą przed siebie. 
Po dziesięciu minutach zbliżałam się już do mojego celu, więc postanowiłam zadzwonić do mojej przyjaciółki. Wybrałam jej numer, która już po dwóch sygnałach odebrała. 
-Nicole, gdzie ty jesteś? 
-Przed budynkiem. Będę za chwilę- powiedziałam.
-Co tak długo? Wszystko w porządku? -spytała, a jej głosie poczułam, jakby się o mnie martwiła. 
-Tak, tak. Tylko wystąpiły małe komplikacje- odpowiedziałam. 
-Komplikacje? -spytała. 
-Za chwilę ci wyjaśnię- powiedziałam i nacisnęłam czerwoną słuchawkę, po czym zaczęłam się przedzierać przez tłum ludzi, którzy się o siebie ocierali. Gdy w końcu przebrnęłam przez gromadę zaczęłam wypatrywać wzrokiem Camille. Zauważyłam ja przy barze, na co momentalnie do niej podeszłam i usiadłam na stołku obok. 
-Co dla pani?- spytał barman. 
-Yhm... 
-Weźmie na początek piwo- odpowiedziała za mnie moja przyjaciółka. Poddałam kolesiowi banknot, a moja brunetka pocałowała mnie w policzek. -Więc co to za komplikacje? 
-Problemy z ojcem- wychrypiałam i odebrałam swoje zamówienie, po czym upiłam łyk napoju. -Fuj- powiedziałam, a ona się uśmiechnęła. 
-Wiem- odpowiedziałam na moje "fuj", po czym napiła się swojego drinka. -A co chodzi z ojcem? Nie puścił cię? 
-W pewnym sensie. 
-Czyli?
-Już miałam wychodzić z domu, gdy przed drzwiami zobaczyłam mojego ojca z Lucy...- opowiedziałam jej całą historię, a gdy powiedziałam o uderzeniu w policzek podniosła brwi do góry. Tak czy siak musiałam się komuś wygadać, a ona była jedyną osobą w pobliżu i jedyną osobą, której mogłam zaufać. Nie znałam jej za długo, ale uważałam ją za dobrą koleżankę, a nawet w pewnym sensie przyjaciółkę. 
-Musisz się wyluzować- powiedziała. 
-Zabawmy się -wrzasnęłam i zawołałam barmana. -Dziesięć kieliszków tequilii -złożyłam zamówienia i rzuciłam banknot na ladę. Po chwili pojawił się facet z naszymi zamówieniami. Razem z Camille zaczęłyśmy pić, gdy alkohol się skończył.
-Które? -spytałam.
-Wszystkie- wymamrotała do czarnowłosego, który otworzył szerzej oczy, po czym rzuciła mu kilka banknotów.
-Już podaję- powiedział i zaczęłyśmy pić. Nigdy w życiu się tak świetnie nie bawiłam, gdy dołączyli do nas jacyś faceci.
-Hej, ślicznotki- odezwał się jeden, a ja wzięłam kieliszek i wypiłam całą jego zawartość. -Widzę, że nieźle się bawicie- dodał i wskazał na nasze puste drinki. -Możemy się dołączyć? -spytał i powiedział coś na ucho barmanowi po czym wsadził mu do ręki banknoty.



~~***~~

Wyszłam z łazienki i podparłam się o ścianę. Byłam tak nachlana, że nie potrafiłam ustać nawet na nogach. Po chwili zauważyłam tylne wyjście, więc czym prędzej tam ruszyłam. Musiałam odetchnąć świeżym powietrzem. Zaczęłam iść na wprost siebie, a po trzech minutach już biegłam. W tej chwili nic już mnie nie obchodziło. Byłam pijana (co nigdy mi się nie przytrafiło) i wtedy kolejny raz przypomniałam sobie słowa ojca: "Matka nie byłaby z ciebie dumna". Choć wiedziałam, że co on może wiedzieć, wiedziałam także, że miał rację. Miał cholerną rację!
Biegłam dalej, gdy zobaczyłam żółte światła w ciemności. Nie zwolniłam i dokładnie wiedziałam, że zbliżam się do drogi. Zatłoczonej, pełnej aut, ale wtedy nic już mnie nie obchodziło.
Stanęłam dwa metry przed jezdnią i powinęłam czarny sweter do łokcia. Spojrzałam na swoje pocięte ręce, po czym przejechałam opuszkiem palców po ranach. Po moim policzku spłynęła łza, ale szybko ją otarłam, gdy pojawiły się kolejne i wtedy uświadomiłam sobie, że nie potrafię być już silna. Że przegrałam. Że to już koniec. Że życie to tylko pożyczka. Że już nie potrafię. Że jestem beznadziejna. Że nie mam po co i dla kogo żyć. Nie myśląc już o niczym rzuciłam się biegiem w kierunku drogi...


* Cytat z piosenki


[i] Rozdział jest naprawdę długi i przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale wiadomo... ferie i wolne, a ja postanowiłam poświęcić te dni dla znajomych i zwiedzania Europy. 

Zapraszam do brania udziału w konkursie. Na razie dostałam cztery pracę: Justyny, Ani, Weroniki i Korneli.  Mam nadzieję, że ktoś jeszcze weźmie udział i serdecznie zapraszam ;* 

I na koniec szablon. Jak pewnie większość z Was zauważyła nowy wygląd bloga. Jak wam się podoba? Wolicie poprzedni czy ten? 

Liczę na waszą opinię o szablonie jak i o rozdziale ;))) 

 Czekam na komentarze :-]

Kocham Was <3333